Wszystko zaczęło się od tego, że obejrzałam pewien program w tv, w którym dietetyk uczył jak najskuteczniej leczyć kaca. Wcale nie domowymi sposobami typu woda z kiszonych ogórków, albo klin - klinem, czyli leczymy się tym czym się struliśmy... Takie sposoby może i pomagają, owszem, ale na bardzo krótko, a powrót kaca mordercy jest zdecydowanie gorszy niż jego poprzednia wizyta! Tak więc czym prędzej opowiedziałam mojej niezastąpionej Mamie o tym czego się dowiedziałam i przy najbliższej okazji to na mnie wypróbowała :) Zaczęło się oczywiście od kubka tłustego rosołku, a kiedy stwierdziła, że mój żołądek został przygotowany, zrobiła mi ową wspaniałą, leczniczą jajecznicę ;)
Efekt jej działań był taki:
Nie ma w tym żadnej filozofii: wlewamy rozbełtane jajka na patelnię (nie trzeba ich solić - feta jest wystarczająco słona), dodajemy kilka lub kilkanaście kosteczek fety, w zależności od ilości jajek, i wrzucamy szczypiorek. Delikatnie mieszamy i gotowe :) Najlepiej smakuje kiedy nie jest wysmażona i sucha, dlatego najlepiej robić ją na maleńkim gazie, cały czas mieszając, a kiedy tylko jajka się zetną zdjąć z ognia. Do tej wersji trafiły też pokrojone na 8 pomidorki koktajlowe, ale co kto lubi - nie musi ich tam być, najważniejsze są jajka i feta, bo dostarczają nam to co poprzedniego wieczoru brutalnie ze swojego organizmu wypłukaliśmy :) Do tego oczywiście pyyyszne kanapki, ale to z czym będą zależy już od tego co kto lubi...
Smacznego!
P.S. Kto by pomyślał, że można zrobić taki długi post o jednym rodzaju jajecznicy? A jest ich co najmniej kilka... Na boczku, z cebulką, z pomidorami, z serem... Macie jeszcze jakieś propozycje? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz